BLOGMAS 02.12 | ULUBIEŃCY LISTOPADA 2014 | ALVERDE, THE BALM, MAKEUP REVOLUTION, MY SECRET, RIMMEL, EVELINE, SEBORADIN, SALLY HANSEN.

Drugi dzień Blogmasu na moim blogu. Powiem Wam, że bardzo się cieszę, że zdecydowałam się na ten projekt. Oczywiście będą się w Nim pojawiać posty, które pojawiają się w każdym miesiącu, czyli wczorajsze denko, dzisiejsi ulubieńcy, recenzje czy nowości. Natomiast chcę aby pojawiło się również kilka fajnych świątecznych przepisów, dekoracji. Po prostu trochę tej świątecznej atmosfery, którą chyba wszyscy kochają. A teraz o celu, dzisiaj przyszedł czas na ulubieńców. Nie będzie tego bardzo dużo bo i jakoś strasznie dużo produktów nie testowałam w minionym miesiącu. Ciekawi co tam ciekawego wynalazłam? Zapraszam dalej. 




Na pierwszy ogień idzie tusz do rzęs z Eveline Volume Celebrities. Sylikonowa szczoteczka o ciekawym kształcie dobrze dopasowuje się do kształtu rzęs. Dzięki niej rzęsy są mega czarne, wydłużone i rozdzielone. Może mega ich nie pogrubia ale ten efekt mi bardzo pasuje. Nie daje uczucia bardzo twardych rzęs i się nie osypuje. Dobrze dostępna i w przyzwoitej cenie 11,99zł. Czego można chcieć więcej. Wiecie, że moim ulubionym tuszem ever był słynny Lovely Curling Pump Up ale teraz zaczynam się wahać. Jeszcze trochę potestuje i postaram się porównać ich efekt na moich rzęsach w oddzielny poście. Chętni?



Oko mamy już pięknie podkreślone, teraz trzeba przykryć cienie pod nim. Swego czasu byłam zakochana w kamuflażu z Catrice i nadal go używam, ale znalazłam jeszcze coś lepszego. Mowa o kamuflażu z Alverde - mój nr to 001 Sand. Oba produkty są bardzo dobre ale sporo się od siebie różnią. Korektor z Catrice bardzo dobrze kryje i matuje ale baaaardo gęsta konsystencja wysusza skórę. Stosując go na moje ogromne cienie pod oczami owszem krył je całkowicie ale podrażniał i wysuszał. Korektor z Alverde to moje wybawienie - jego bardzo kremowa konsystencja i mega krycie to idealne połączenie dla moich cieni. Jak potrzebujecie dużego krycia, bez zbędnego obciążania skóry to serdecznie polecam. Uwielbiam go! 
Idźmy dalej oko mamy podkreślone i zakryte cienie teraz pora aby oczy robiły się jeszcze większe i bardziej wypoczęte. Tutaj z pomocą przyjdzie kredka do linii wodnej oka Satin Touch Kohl od My Secret, nr 19 Nude. Uwielbiam spać, należę o grupy nocnym marków. Potrafię siedzieć do 3 w nocy a później spać do południa. A co tu robić jak trzeba wstać o 8? No powiem, szczerze nie wyglądam wtedy najlepiej. Mam mocno czerwone i podkrążone oczy. Kiedyś nie umiałam sobie z tym radzić - myślałam, że tak musi być i taka moja natura. Sytuacja się zmieniła od zakupu kredki z My Secret. Robi małe cuda. Optycznie otwiera oko i niweluje zaczerwienienia. Jest mega miękka i cudownie się rozprowadza, nie podrażniając. Używam jej bardzo często i myślę, że to się długo nie zmieni. Bardzo wydajna i tania. 


Przeskakujemy do wykończenia makijażu. Tutaj z pomocą w ty miesiącu przyszedł mi transparentny matujący puder prasowany Sexy Mama od The Balm. Moja cera jest mieszana z tendencją do różnych dziwnych wybryków. Nie przetłuszcza się specjalnie nawet w strefie T, dlatego nie potrzebuje mega matujących produktów. A mimo to puder przeznaczony do cery tłustej i mieszanej świetnie się sprawdził i u mnie. Pewnie dlatego, że jest całkowicie transparentny, nie daje efektu płaskiego, sztucznego matu. Nie powoduje nieprzyjemnego uczucia ściągnięcia, nie podkreśla suchych skórek i nie wchodzi w pory. Ładnie dopasowuje się do koloru skóry i nie zmienia koloru użytego podkładu - praktycznie nie widoczny na twarzy. Nie zawiera parabenów, talku i jest zupełnie bezzapachowy. Użyty rano wystarcza mi na cały dzień bez poprawek. Jedyną rzeczą do której można się przyczepić to oczywiście cena. Choć myślę, że naprawdę rewelacyjne działanie i piękne opakowanie to rekompensuje taki wydatek. Produktem tańszym ale również w prześlicznym opakowaniu jest wypiekany róż Blushing Hearts w odcieniu Candy Queen Of Hearts z serii I Love Makeup marki Makeup Revolution. Uwielbiam go za same opakowanie, a jeżeli doda się do niego odcień tego różu to jest miodzio. W opakowaniu kolor wydaje się dość jasny jednak daje kolor na policzkach. Ładnie ożywia cerę, ma subtelny brzoskwiniowy kolor. Z tej samej serii róży dostaniemy jeszcze dwa inne odcienie i na pewno Dandy Queen jest z nich najmniej perłowy. W opakowaniu znajdziemy aż 10g produktu w cenie 25zł - jestem za.


Do ulubieńców listopada niewątpliwe należy zaliczyć również 3 lakiery do paznokci. Pierwszy z nich Sally Hansen nr 370 Black Out, którego mogliście zobaczyć już na moich paznokciach w innym poście (link TUTAJ). Jedna warstwa wystarczy aby osiągnąć mega czarny kolor. Następne to dwa lakiery z serii Salon Pro od Rimmel. Mam kilka kolorów i każdy z nich ma coś w sobie. Często wspominałam o soczystej czerwieni Rock n Roll i piękny odcieniu szarości Punk Rock. W ty miesiącu królowała głęboka zgnita czerwień o nr 391 Celebrity Bash oraz nieokreślony odcień fioletu o nr 402 Urban Purple. Utrzymują się bardzo długo na moich paznokciach, mają fajny grupy pędzelek a jedna warstwa wystarczy do pełnego krycia. 


Ostatnim produktem będzie coś z pielęgnacji a dokładniej z pielęgnacji włosów. Pisałam ostatnio o mojej pielęgnacji włosów (link TUTAJ). Wspominałam tam, że moje włosy dość szybko się teraz przetłuszczają a stosowanie wcierki Jantar jeszcze bardziej to przyspieszyło. Dlatego chwilowo z niej rezygnowałam, nie wiedziałam co dalej robić, kupić i z pomocą przyszła mi pewna osoba. Dała do przetestowania lotion do włosów przetłuszczających się skłonnych do wypadania Seboradin. Już po pierwszym użyciu widziałam różnice - włosy są bardziej wygładzone, fajnie się błyszczą. Na pewno już mniej się przetłuszczają ale czy zahamowało wypadanie to jeszcze za wcześnie na takie opinie. Nie zmienia to faktu, że ten produkt ma coś w sobie. Rozejrzałam się już za nim w sklepie i występuje również w formie balsamu, napewno go kupię. 


P.S. A jacy są Wasi ulubieńcy listopada? Jak znaleźliście coś interesującego, koniecznie napiszcie. 

Udostępnij ten post

18 komentarzy :

  1. A dla mnie ten kamuflaz z Alverde jest zdecydowanie za tłusty pod oczy :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Chętnie zobaczyłam ten tusz w osobnym poście, bo szczoteczkę ma ciekawą :) Lubię produktu Seboradin, aktualnie używam balsamu z olejem arganowym i jest świetny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie znam niczego:(
    Ale czekam szczególnie na świąteczne posty!:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie cierpię tego różu, bo śmierdzi tanią chińszczyzną, sexy mama jak najbardziej mam i widać już wieczko :) teraz używam pudru sypkiego z bourjoisa i jestem mega zadowolona

    OdpowiedzUsuń
  5. Róż Blushing Hearts wygląda świetnie :D

    OdpowiedzUsuń
  6. śliczne kolorki lakierów, miałam kiedyś ten tusz z Eveline i byłam z niego zadowolona :)

    OdpowiedzUsuń
  7. the balm i blushing heart baaardzo Ci zazdroszczę ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. znam ten tusz :) pamiętam, że byłam z niego dość zadowolona, ale bardzo szybko wysechł :(

    OdpowiedzUsuń
  9. te kolorowe serduszka bardzo mnie kuszą :) jak z ich trwałością ?:)

    OdpowiedzUsuń
  10. fajnie te zdjęcia porobiłaś :) zadbałaś żeby to wszystko ładnie się prezentowało :D

    http://jzabawa11.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja jakoś w listopadzie nie wytypowałam zadnego ulubieńca u siebie :) A u ciebie przykuły moją uwagę lakiery Rimmel i kredka z My Secret :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten tusz musze kupić dużo dobrych opinii o nim się pojawia ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ale ten kamuflaz ma krycie :o
    Ja sie obecnie przymierzam do rozswietlacza Goddess of love z tej serii I love makeup-Makeup Revolution. Myslisz, ze dostane go w naturze? :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Czerwone paznokcie są piękne. Ja niestety nie mam talentu do malowania - zawsze brzydko mi wychodziło.

    OdpowiedzUsuń
  15. ja przymierzam się do zakupu tego tuszu do rzęs :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Blushing Hearts przepiękne opakowanie. <3

    Obserwuję. ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Róż wygląda przesłodko :)

    OdpowiedzUsuń

LEOKADjA © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony przez Blokotka